Minął dzień odkąd zawitałam do tej watahy. Nie będę owijać w bawełne,
nie ufam tutaj nikomu, nie pomogli nam... Myśląc o całym zajściu wstałam
z ziemi.
- Tayan! - zawołałąm i lemurowaty zwierzoduch niechętnie zszedł z drzewa.
Westchnęłam cicho.
- Idziemy na trening do parku - powiedziałam.
Zwierzak usiadł mi na grzbiecie i ruszyliśmy w strone polany. Po kilku minutach trafiliśmy na miejsce i lemur zszedł ze mnie.
- Na początek tor przeszkód między drzewami - powiedziałam, lemur to zrozumiał.
Ruszyłam biegiem między drzewami. Tayan biegł za mną, ale po chwili gdy
się obróciłąm nie było go tam... Biegłam dalej i spojrzałam w górę.
- Cwaniak - uśmiechnęłam się do siebie.
Lemur bowiem skakał po drzewach.
Kiedy dobiegliśmy do mety, a były to dwa równolegle rosnące drzewa, zatrzymaliśmy się.
- Brawo - pochwaliłam zwierzątko i uśmiechnęłam się - następnym razem nie dam się tak.
Nagle wyczułam kogoś.
- Inny wilk - mruknęłam i odwróciłam się.
Ktoś na mnie patrzył jednak szybko zniknął. Poczułam się nieswojo.
- Chodź lemurze - mruknęłam.
Zwierzoduch wszedł mi na grzbiet i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy tak i
trafiliśmy na gwiezdną łąkę. Zobaczyłam drzewo i ruszyłam w jego
stronę. Tayan mnie wyprzedził i kilkoma zwinnymi ruchami na nie
wskoczył. Ułożyłam się wygodnie pod pniem. Było mi naprawde miło i tak
jakoś zasnęłam. Niestety, mój sen nie trwał zbyt długo. Obudziłam się,
rozejrzałam i nagle zaczęła się schodzić cała wataha. Poczułam się
osaczona.
- Tayan, wycofujemy się... - lemurowaty zwierzoduch wskoczył mi na grzbiet, a ja instynktownie dobyłam miecza.
<ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz