Ucieszyłem się ,że będę mógł sobie pobiegać. W zasadzie to nawet nie
sprawiało mi to problemu.Przywiązali nasze nogi jakimiś dziwnymi
lajnami.W zasadzie to może nawet jakimiś korzeniami .Za czeli odliczyć
1...2...3... START!
Zaczęliśmy biec. Smok nie za bardzo lubił biegać. Nie dziwię mu się,
ciągle przepychał się ze swoim właścicielem. Ostatecznie to my
wygraliśmy. Moja , powiedziała coś dla basiora i poszliśmy. Smok już nic
nie mówił ,zawstydzony całą tą sytuacją. Następnie poszliśmy do
Clash'a.Polubiłem go nawet. Dał nam jeść. Przez resztę wieczora byłem
dumny z tego ,że wygrałem... To znaczy wygraliśmy.Ja jestem 50% tej
wygranej. Lecz coś nie dawało mi spokoju... Ciągle czułem pumę! Nie wiem
czy w mieście są pumy ,czy czułem Felicyty ale coś mi śmierdziało
kociskiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz