Siedziałem pod jednym z drzew, patrząc na siedzącego na nim Scrubbera.
Chciało mi się spać. A nie. "Chciało spać" to mało powiedziane. Byłem
nieprzytomny. Już nawet nie widziałem tego szopa. Oczy same mi się
zamykały, od dawna nie spałem... Dość. Nie mogłem teraz zasnąć. Jeszcze
nie teraz.
Potrząsnąłem łbem. Nienawidziłem tego ograniczenia, jakim był sen.
Nienawidziłem spać. Wtedy zawsze wszystko wracało. Dzień pożaru, w
którym zginęli moi rodzice i rodzeństwo... Nie. To było dawno, nie
mogłem o tym myśleć.
Czułem na sobie wzrok Scrubbera, jednak ja zacząłem go ignorować. Po
chwili wstałem i ruszyłem w stronę... bliżej nieokreśloną, dając szopowi
znak łbem, by szedł ze mną. Porozumienie się z nim nie okazało się
takie trudne. Był naprawdę inteligentnym stworzeniem, obecnie mógłbym
już posunąć się do stwierdzenia, że go lubiłem.
Zatrzymałem się, jednak nie na długo. Sprawdziłem tylko, czy szop jest
na lini równiej ze mną i ruszyłem biegiem, znów się na niego nie
oglądajac. Wiedziałem jednak, że ruszył za mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz